Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pogody trwają tu przez ciąg blisko dziewięciu miesięcy.
— Otóż to dla tego nie masz tu ani jednego drzewa. Cała roślinność ulega zniszczeniu.
— W każdym razie, pobyt dwóch miesięcy na takiej wyspie byłby dość przyjemny, odpowiedziała miss Campbell. Moglibyście kupić tę wyspę moi wujowie, jeżeli ona jest tylko do nabycia.
— Do kogo ona należy? zapytał brat Sam.
— Do rodziny Mac Donald, odpowiedział Olivier Sinclair. Daje ona jej trzysta franków rocznie dochodu, ale sądzę, że nie ustąpiłaby ona Staffy za żadne pieniądze.
Tak rozmawiając nowi goście przebiegali przestrzenie wyspy. W tym dniu nie było nikogo z turystów, ponieważ statki wcale nie odpływały; nasi zatem podróżnicy nie mieli się czego obawiać z tej strony. Oprócz kilkunastu małych koników pogryzających trawę i pewnej ilości trzody, której nie strzegł żaden pasterz, nie było żadnej innej żyjącej istoty.
Nawet nie odnaleziono tutaj żadnych śladów zamieszkań. Wprawdzie napotkano zrąb jakiejś chaty, ale ta oddawna została już zniszczona.
Tym sposobem podróżnicy musieli całą swoją uwagę wytężyć wyłącznie na horyzont. Tego dnia zdawało się, że słońce zajdzie spokojnie i bez chmury. Ale wnet jednak z tą ruchliwością