Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozwiać nasze uroki, panie Sinclair, odrzekła miss Campbell.
— A czy to czasem, ten jegomość, nie jest Aristobulusem Ursiclos, wykrzyknie brat Sam.
— To on, niewątpliwie, dodaje brat Sib.
Rzeczywiście był to Aristobulus Ursiclos. Dotarłszy do monolitu, zaczął uderzać w niego olbrzymim młotem.
Miss Campbell niezmiernie rozgniewana tem dziwnem znalezieniem się młodego genealoga podeszła ku niemu.
— Co to pan robisz? pyta.
— Wszak widzisz miss Campbell, odpowiedział Aristobulus Ursiclos, zamierzając się młotem, staram się odłamać kawał granitu z obeliska.
— Ale do czegóż prowadzi ta mania? Zdaje mi się, że czasy niszczycieli posągów już dawno przeminęły.
— Nie jestem wcale ikonoklastem, odparł zarozumiale Aristobulus Ursiclos; ale przeciwnie jestem tylko geologiem, i jako taki, pragnę zbadać naturę tego kamienia.
Ostatnie uderzenie młotem zakończyło rozmowę, potoczył się bowiem wielki złom granitu pod stopy rozmawiających.
Aristobulus podniósł go, a uzbrojony lunetą zaczął mu się bacznie przypatrywać.
— Zupełnie to samo myślałem, rzekł. Oto granit czerwony, ścisły nadzwyczajnie, nadzwy-