Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XLII.

Gdym otworzył oczy, spostrzegłem że Hans jedną ręką mnie, a drugą stryja trzymał wpół objętych. Nie byłem pokaleczony niebezpiecznie, ale zbity i trochę potłuczony. Leżałem na pochyłości góry, o dwa tylko kroki od przepaści, w którą mógłbym wpaść za najmniejszem poruszeniem. Hans ocalił mi życie, zatrzymując gdym się staczał z wysokości krateru.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał stryj, który widocznie był niezadowolony z powrotu na ziemię.
Przewodnik ruszył ramionami, na znak że nie wie.
— Czy w Islandyj? — zapytałem.
Nej — odrzekł Hans.
— Jakto nie? — zawołał profesor.
— Hans myli się — dodałem wstając.
Po tylu i tak zadziwiających niespodziankach, jeszcze nas jedna czekała. Spodziewałem się ujrzeć