Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednakże, przez niewytłomaczone dziwactwo wyobraźni, zapomniałem o strasznem niebezpieczeństwie teraźniejszości, myśląc o grożących nam okropnościach głodu. Zresztą, pomyślałem, może zdołamy ujść przed wściekłością rozhukanego żywiołu i wrócić na powierzchnię kuli ziemskiej. Ale jak? — nie wiem. Gdzie? — mniejsza o to. Jedna szansa na tysiąc, jest zawsze szansą — gdy tymczasem śmierć z głodu, wszelkich nas od razu pozbawiała nadziei.
Już miałem na myśli powiedzieć wszystko stryjowi, przedstawić mu całą okropność grożącego nam niebezpieczeństwa, dokładnie obliczyć niedługie już dni naszego życia — lecz powstrzymałem się: żal mi było burzyć na nowo tę zimną krew jaką dotąd zachowywał.
W tej chwili właśnie, światełko naszej latarni chwiać się coraz więcej poczęło i nareszcie zagasło zupełnie. Znowu zostaliśmy w zupełnej ciemności, o rozproszeniu której już i myśleć nawet nie było można. Mieliśmy jeszcze wprawdzie pochodnię, lecz ta nie mogłaby się palić przy tak silnym wietrze. Zimno mi się zrobiło... i jak dziecię, zamknąłem oczy; aby nie widzieć ciemności.
Po dość długim przeciągu czasu, podwoiła się szybkość naszego biegu. Poznałem to po odbijaniu się powietrza na mojej twarzy. Spadek wody stawał się coraz gwałtowniejszy, tak, że już prawie