Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściany kotła, w którym wre para do wysokiego stopnia rozgrzana. Zanurzyłem na płask termometr we wrzącą. wodę geyseru narzędzie wskazało sto sześćdziesiąt trzy stopnie ciepła.
A więc ta woda wypływa z jakiejś rozpalonej otchłani. To spostrzeżenie zaprzecza teoryi profesora Lidenbrock.
— I w czemżeto — rzekł gdym na to zwrócił jego uwagę — sprzeciwia się mej nauce?
— Tak... prawda... w niczem... — wybąkałem, widząc że mam do czynienia z wyraźnem szaleństwem i ogromną dozą uporu.
Niemniej wszakże wyznać muszę, że jak dotąd wszystko nam sprzyja bardzo pomyślnie, a cała podróż odbywa się w nader szczęśliwych warunkach pod względem temperatury. Ale coś się mi zdaje, że prędzej czy później koniecznie dojść musimy do miejsca, w którem ciepło środkowe dosięga najwyższych granic i przewyższa wszystkie stopnie termometru.
— Da się to widzieć! — jestto odpowiedź profesora, który ochrzciwszy tę wysepkę wulkaniczną imieniem swego synowca, dał znak do odwrotu.
Przez kilka jeszcze minut ciekawie patrzyłem na geyser, którego wybuchy raz z większem, drugi raz z mniejszem wypadały natężeniem, co wszystko przypisywałem różnym stopniom ciśnienia gazów nagromadzonych w jego rezerwoarze.