Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zrazu nie miałem ochoty przyznać, żem się tak grubo pomylił. Śmiesznie to trochę, wziąść wyspę za potwora morskiego; rzecz ta sama z siebie jest jednak zanadto widoczną, więc z pokorą przyznaję się do błędu.
W miarę zbliżania się, słup wody wytryskującej przybierał imponujące rozmiary. Wysepka do złudzenia naśladuje jakieś ogromne zwierzę, wznoszące łeb nad fale morskie przynajmniej na dziesięć sążni wysoko. Geyser, wyraz który Islandczycy wymawiają geysir, i który znaczy „wściekłość”, majestatycznie wybucha, rzucając pod obłoki prawie, gruby promień wody z szumem daleko się rozlegającym, jakby w nim była skupiona cała siła wulkaniczna. Promienie światła elektrycznego mięszają się z wytryskiem, którego każda kropla odbija w sobie wszystkie kolory pryzmatu.
— Przybijmy do brzegu — zawołał profesor.
Lecz bardzo ostrożnie! trzeba unikać tej trąby wodnej, któraby w jednej chwili cały nasz ekwipaż zatopić mogła. Hans zręcznym manewrem potrafił nas doprowadzić do jednego z bezpiecznych krańców wyspy.
Wyskoczyłem na skałę, stryj za mną, a Hans pozostał na tratwie, niczego nie ciekawy, niczemu się nie dziwujący.
Stąpamy po granicie zmięszanym z tufem krzemionkowym; ziemia drży pod naszemi stopami, jak