Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzuciłem się z zapałem na te szczątki wiekowe, utworzone z substancyi mineralnej zepsuciu nie ulegającej (1). Przerzucałem jedne po drugich te kości olbrzymie, podobne do uschniętych pni drzewa.
Tu szczęka spodnia mastondota: tam ząb trzonony dinotherium; tu znowu udo, które nie mogło należeć do kogo innego, jak do największego z tych zwierząt: megatherium. Tak, bez wątpienia jestto menażerya! boć tych kości nie naniósł tu zapewne przewrót żaden, lecz zwierzęta do których one należą żyły tu, mieszkały nad brzegami tego morza podziemnego, pod cieniem tych roślin drzewiastych. Widzę tu całe szkielety, a jednak....
— A jednak? — przerwał mi stryj.
— Nie umiem sobie wytłomaczyć obecności ta kich czworonogich w tej granitowej jaskini.
— Dla czego?
— Bo życie zwierzęce istniało na ziemi dopiero w peryodach drugorzędnych, gdy pokład osadowy uformował się przez przybycie gruntu po ustąpieniu wód, i zastąpił rozpalone skały epoki pierwotnej.
— Tylko że mój Axelu drogi, łatwą mam na twe zarzuty odpowiedź, bo grunt na którym stoimy, jest właśnie pokładem osadowym.


(1) Fosforan wapna.