Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głos dawał się słyszeć i z drugiej strony przejścia; macałem ręką po skałach, czy nie poczuję gdzie wilgoci, lecz napróżno. — Jeszcze pół godziny upłynęło; jeszcześmy przeszli pół mili drogi.
Hans nie wiedział dokładnie w którem miejscu jest źródło: wiedziony instynktem wrodzonym górnikom i hydroskopom poczuł je przez skałę, ale dotąd ani widział, ani ustami dotknął płynu drogocennego.
Nie można było iść dalej, gdyż szum zmniejszać się już poczynał. Hans stanął. Ja siadłem przy murze, nie wiedząc że w odległości dwóch stóp odemnie woda obficie i z nadzwyczajną płynęła gwałtownością. Oddzielała nas od niej ściana granitowa. Już zacząłem wątpić na nowo i wpadać w dawną rozpacz, gdy niespodzianie dostrzegłem na licach naszego przewodnika, coś nakształt uśmiechu.
Podniósł się ten człowiek tajemniczy i poszedł naprzód z lampą w ręku. Podsunąwszy się nieco do ściany granitowej, przyłożył ucho uważnie się przysłuchując; tak posuwał się na przestrzeni kilku kroków. Domyśliłem się, że szuka miejsca, w którem potok najgłośniej szumi, aż wreszcie znalazł widać to czego szukał w przeciwnej ścianie z lewej strony, o trzy stopy po nad gruntem na którym staliśmy w tej chwili.