Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nachyliwszy się spojrzałem wgłąb, lecz dnaprzepaści jeszcze nie było widać.
Lina została na nowo założoną i w pół godziny potem, znowu byliśmy o dwieście stóp niżej.
Nie wiem, czy najzapaleńszy nawet geolog, miałby ochotę badać naturę gruntu, w czasie takiej jak nasza podróży. Ja anim myślał o tem i przyznam się, że wszystko mi tam było jedno, czy formacye te były plioceniczne, mioceniczne, eoceniczne, kredowe, jurasowe, tryasowe, permskie, węglowe, dewońskie, syluryjskie, lub pierwotne. Profesor jednak widać że robił spostrzeżenia, bo na jednym z przystanków rzekł do mnie:
— Im dalej się posuwam, tem więcej mam zaufania; układ tych pokładów wulkanicznych, coraz więcej usprawiedliwia teoryę uczonego Humphry Davy. Znajdujemy się obecnie w formacyi pierwotnej, w której dopełniło się działanie chemiczne kruszców zapalonych przy zetknięciu się z wodą i powietrzem; tak, stanowczo odrzucam hypotezę gorąca środkowego; a zresztą, niedługo to zobaczymy.
Zawsze toż samo zakończenie. Nic nie odpowiedziałem, a milczenie moje wzięte było za przyzwolenie.
Po trzech godzinach podróży jeszcze nie mogłem dostrzedz dna czeluści. Gdym podniósł głowę do góry, ujrzałem otwór krateru coraz mniejszy; ścia-