Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla wypoczynku po trudach podróży, ale stryj ani słyszeć o tem nic chciał, i na drugi dzień znów zapędziliśmy do pracy nasze poczciwe zwierzęta. Grunt był spadzisty w skutek blizkości góry, której spód granitowy wyrastał z ziemi jak korzeń olbrzymiego dębu. Objechaliśmy w koło ogromną podstawę wulkanu. Pan profesor oka z niego nie spuścił; rękami machał, szeptał coś sam do siebie, uśmiechał się, jak gdyby mówił: — Oto jest ten olbrzym, którego ja pokonać potrafię! W cztery godziny później konie zatrzymały się przed drzwiami probostwa Stapi.