Strona:Juliusz Verne - Podróż do środka Ziemi.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po ukończeniu tej ceremonii, zasiadło nas do stolu osób dwadzieścia cztery, jedni na drugich, w całem znaczeniu tego wyrazu, tak, że najszczęśliwsi mieli tylko po dwóch malców na kolanach. Po zastawieniu zupy nastąpiła w zgromadzeniu dzieci najuroczystsza cisza. Gospodarz podał nam zupę, wcale nie złą z mchu skalnego (lichen), później ogromną porcyę ryby suszonej, pływającej w maśle zjełczałem, od lat dwudziestu przechowywanem, które widać podług wyobrażeń gastronomicznych Islandyi, jest daleko lepsze od świeżego. Dodano do tego „skyr” rodzaj mleka zwarzonego, z sucharami polanemi brunatnym jałowcowym sokiem; za napój służyła „blanda” czyli serwatka z wodą. Czy ta osobliwa uczta była smaczna czy nie, doprawdy sam powiedzieć nie umiem. Byłem głodny, a głód jak wiadomo jest najlepszą przyprawą.
Po skończonej uczcie, dzieci znikły; starsi otoczyli ognisko, na którem palił się torf, uschłe zielska, krowi nawóz i kości ryb suszonych. Towarzystwo rozeszło się do swoich izb. Gospodyni podług miejscowego zwyczaju, chciała nam zdjąć obuwie, ale podziękowaliśmy jej za grzeczność nie przyjmując usługi; ona też nie nalegała bardzo, i nareszcie mogłem się rzucić na moje posłanie.
Z rana o piątej pożegnaliśmy się z gościnnym gospodarzem islandzkim; stryj zaledwie go nakło-