Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tecznem zaprawdę jest narzędziem w ręku tego, kto użyć go potrafi.
— Naprawdę?
— Mówię poważnie.
— I mógłbyś używać tego narzędzia w moich oczach?
— I owszem, jeśli cię to zajmuje.
Kapitan, uzbrojony w ołówek i białą kartę papieru, jako mistrz, dla którego nie istniały trudności, począł stawiać cyfry z nadzwyczajną szybkością. Dzielenia i mnożenia tylko mu migały pod palcami. Cyfry wypełniały wszystkie miejsca na białej karcie. Barbicane pracę jego śledził, podczas gdy Ardan ściskał tymczasem głowę obiema rękami, czując zbliżającą się migrenę.
— No i cóż? — zapytał Barbicane po kilku minutach milczenia.
— Rachunek gotowy — odpowiedział Nicholl; a więc szybkość pocisku przy wyjściu z atmosfery dla dojścia do punktu obojętnego powinna była wynosić...
— Wiele? — spytał Barbicane.
— 11.051 metrów w pierwszej sekundzie.
— Co! — krzyknął Barbicane, podskakując — mówisz, że?...
— Mówię 11.051 metrów.
— Przekleństwo! — krzyknął prezes z gestem rozpaczy.