Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bulionu, przyrządzonego z ekstraktu Liebiga. Po bulionie nastąpiły wyborne befsztyki, tak soczyste, jakby wyszły z pierwszej restauracyi angielskiej.
Po mięsie podano jarzyny w konserwach, świeższe, według słów Ardana, od naturalnych; wreszcie, po filiżance herbaty z grzankami, przyrządzonemi na sposób amerykański. Herbata była wyborowa, ofiarował ją pewien kupiec na użytek naszych podróżników.
Na zakończenie uczty Ardan wydobył buteleczkę, która »przypadkiem« znalazła się w śpiżarni: trzej przyjaciele wznieśli toast za pomyślność związku ziemi z jej satelitą.
I jakby niedość jeszcze było szlachetnego napoju zrodzonego na pagórkach Burgundyi, słońce chciało także podnieść urokiem swoim zabawę. Pocisk wierzchołkiem swym w tej chwili wynurzył się z cienia ziemi, a promienie słońca padły prosto na tarczę pocisku.
— Słońce! — zawołał Ardan.
— Spodziewałem się tego — odpowiedział Barbicane.
— A więc, — zapytał Ardan — czyż cień rzucony przez ziemię sięga aż do księżyca?
— O wiele dalej, jeśli nie weźmiemy w rachubę odbicia atmosferycznego — odpowiedział Barbicane. — Gdy jednak księżyc pogrąża się w tym cieniu, wówczas środkowe