Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ziemska; na morzu, okręt kołysany falami jest w bezustannym ruchu; w powietrzu, balon chwieje się ciągle. Tylko pocisk ich, przebiegający próżnię zupełną, zapewniał mieszkańcom spoczynek niezamącony.
Dlatego też sen naszych podróżników mógł przeciągnąć się bardzo długo, gdyby ich nie zbudził niespodziany hałas 2 grudnia, o godzinie 7 zrana, to jest w osiem godzin po wyruszeniu w drogę.
Rozległo się jakieś dziwne szczekanie.
— To psy! psy! — wołał Ardan, wstając z łóżka.
— Głodne są zapewne — rzekł Nicholl.
— Do licha! — odpowiedział Ardan, zapomnieliśmy o nich zupełnie.
— Gdzież one są? — spytał Barbicane.
Po długiem szukaniu odnaleziono nareszcie jedno z tych biednych zwierząt pod kanapą. Przelęknione i ogłuszone pierwszem wstrząśnieniem, pozostało w kącie do chwili odzyskania głosu, i wówczas dopiero wyraziło szczekaniem uczucie głodu.
Była to poczciwa Diana. Nie długo trzeba ją było prosić, aby wylazła ze swej kryjówki.
— Pójdź tu! Diana! pójdź tu! moje psisko — wołał Ardan, ty, którą los wyróżni w rocznikach psiej rasy! ty, którą poganie uważali za towarzysza bożka Abinusa, a chrze-