Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie zobaczymy!
I niedługoby tak we dwóch wytrzymać ze sobą mogli, gdyby nie wypadek zupełnie niespodziany, który przerwał raz na zawsze sprzeczki bezustanne.
W nocy z 14 na 15 grudnia, dwaj niepogodzeni przyjaciele zajęci byli obserwowaniem tarczy księżycowej. J. T. Maston według zwyczaju twierdził po raz tysiączny, iż spostrzegł pocisk, i że nawet widział twarz Ardana, wyglądającego przez jedno z okien, Popierał on swoje dowodzenia bardzo wyrazistymi gestami, które przy energicznem wywijaniu żelazną ręką, stawały się prawdziwie groźnymi i niebezpiecznymi.
W tej chwili, a była to 10 godzina wieczór, służący Belfasta wszedł na platformę, wręczając swemu panu depeszę. Był to telegram od dowódcy Susquehanna.
Belfast rozerwał kopertę, przeczytał, i wydał okrzyk zdziwienia.
— Co tam? — zapytał J. T. Maston.
— Pocisk!
— No cóż?
— Spadł na ziemię!…
J. T. Maston odpowiedział wyciem.
Belfast na krzyk ten odwrócił się i oczom jego przedstawił się straszny widok. Nieszczęśliwy przyjaciel jego, pochyliwszy się