Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wspólnego wychodziły miejsca — z krateru Tycho. Herschell przypisywał blask ich dawniejszym strumieniom zakrzepniętej lawy; przypuszczenie to jednak nie zostało uwzględnione. Inni astronomowie w tych promieniach widzieli rzędy brył nieregularnych, wyrzuconych w epoce tworzenia się góry Tycho.
— A czemużby tak być nie miało? — zapytał Nicholl Barbicana.
— Bo regularność tych jasnych linii i siła potrzebna do zaniesienia materyi wulkanicznych na taką daleką przestrzeń, są trudne do wyjaśnienia.
— Do licha! — zawołał Ardan — zdaje mi się, iż nie trudno wytłumaczyć pochodzenie tych promieni.
— Naprawdę? — pytał Barbicane.
— Tak — odparł Ardan. — Dość powiedzieć, iż jestto wielkie rozpryśnienie, takie samo, jakie powstaje na szybie, uderzonej kulą lub kamieniem.
— Zgoda! — odparł Barbicane z uśmiechem. — Ależ jaka ręka byłaby dość silną do wyrzucenia takiego kamienia?
— Ręka wcale nie jest potrzebna — odpowiedział Ardan niezmieszany — a kamieniem mogła być kometa.
— Ah! kometa! — zawołał Barbicane —