Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gór, ciągnących się na przestrzeni kilkumilowej. W głębi jej olbrzymiego wydrążenia wiło się sto małych, wygasłych kraterów; dziurawiły one grunt jak rzeszoto, a nad tem wszystkiem panował wierzchołek, wznoszący się na 5.000 metrów.
Płaszczyzna okoliczna miała wygląd samotny i ponury. Wyniosłości, zwaliska gór i ułamki szczytów wyglądały bardzo ponuro. Zdawało się, iż satelita pękł w tem miejscu rozprysnął się na kawałki. Pocisk wciąż posuwał się dalej, a chaos i nieporządek zawsze był taki sam. Góry okręgowe, kratery, zapadłe wyniosłości, następowały jedne po drugich. Płaszczyzny i morza zniknęły. Szwajcarya, Norwegia bez końca. Nareszcie, w samym środku tej okolicy zapadłej, w miejscu najwydatniejszem, wznosiła się najpiękniejsza z gór tarczy księżycowej, Tycho, dla której potomność zachowa na zawsze imię słynnego astronoma duńskiego.
Każdy, kto obserwował uważnie księżyc w pełni na czystem niebie, zwrócił zapewne uwagę na ten punkt błyszczący półkuli południowej. Ardan dla określenia go użył wszelkich przenośni, jakich mu dostarczyć mogła bujna jego fantazya. Wedle niego Tycho był gorejącem ogniskiem światła, punktem