Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tyfikacye ani łożyska wyschłych rzek, bo wody tak lekkie na powierzchni księżyca, nie mogłyby sobie wyżłobić takich upustów.
Trzeba jednak przyznać, że Ardan pomimo woli w tym wypadku zeszedł się z Juliuszem Schmidtem.
— Dlaczego — mówił on — nie miałyby to być zwyczajne zjawiska wegetacyi?
— Jak to rozumiesz? — spytał Barbicane.
— Nie unoś się tylko mój zacny przyjacielu — odpowiedział Ardan. — Czyż to niemożliwe, aby te ciemne linie były poprostu drzewami?
— Obstajesz więc przy wegetacyi? — zapytał Barbicane.
— Obstaję — odparł Ardan — aby wyjaśnić to, czego wy mędrcy nie możecie wytłomaczyć! Za wnioskiem moim przynajmniej przemawia to, iż rozpadliny te nikną w pewnych stałych epokach.
— Czego to dowodzi?
— Tego, iż drzewa stają się niewidzialnemi, gdy tracą swe liście, a widzialnemi znowu, gdy je odzyskują.
— Objaśnienie twoje jest genialne, mój przyjacielu — powiedzał Barbicane — ale niemożliwe do przyjęcia.
— Dlaczego?
— Bo na księżycu nie ma pór roku, a za-