Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 89 –

nia, który leżał przed oczami zdumionego inżyniera.
Był to niewątpliwie dyament, podobny zupełnie do znajdowanych w kopalniach; lecz rozmiarów ogromnych, zapewnie dotąd niewidywanych! Bo, proszę osądzić: dyament rozmiarami przewyższał kurze jaje, z pozoru podobny do kartofla, a ważył chyba 300 gramów.
— Dyament!... sztuczny dyament, — powtarzał sobie pocichu zdumiony Cypryan — wykryłem więc sposób wyrobu, pomimo wypadku z rurą.
A więc, jestem bogaty!
Alicya moja!
Po chwili ogarnęło go znowuż zwątpienie.
— Nie, to niemożliwe, to iluzya, ułuda, — powtarzał nękany niepewnością.
— Trzeba się przekonać o prawdzie!
Wzburzony, uradowany bez granic, wybiegł Cypryan, jak ongi Archimedes z wanny, gdzie odkrył swój sławny system, bez kapelusza i wpadł do domku Jacobusa Wandergaarta. Zastał starego szlifierza, próbującego wartość kamienia, który mu właśnie przyniósł kupiec Natan.
— Ach, i pan tu jesteś, właśnie mi tego trzeba. Patrzcie panowie, co przyniosłem i powiedzcie, co to jest!