Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 224 –

Lecz nie, to jego próżność, zarozumiałość bez granic, spłatały mu tego figla! Był pewny, że odkrył teoryę krystalizacyi! Czy może być coś bardziej śmiesznego! Czyż to nie rzecz natury wyłącznie, aby przy pomocy całych stuleci uskuteczniała podobne przetwory?
A jednak, trudno było nie dać się złudzić taką oczywistością! Przygotował doświadczenie tak logicznie, spodziewał się udania tegoż. Wyjątkowe rozmiary kamienia przyczyniły się do utwierdzenia w ułudzie.
Nawet taki Deprez podzielałby niechybnie to złudzenie. Czyż takie omyłki nie zdarzają się codziennie? Czyż nie widzimy doświadczonych numizmatyków, jak przyjmują liczmany za dobrą monetę? Cypryan drogą powyższych porównań starał się nieco uspokoić, nigdy więcej nic podobnego nie popełni.
Tak się skończyło to nocne zajście, które mogło przyjąć smutny obrót.
Naturalne pochodzenie »Gwiazdy Południa«, znalezionej i ukrytej po prostu przez kafra, odnowiło rany po stracie jej w sercu pana Watkinsa.
Na nowo rozległy się jego narzekania, i posądzenia, że tylko Matakit mógł dyament skraść podczas uczty.