Strona:Juliusz Verne - Gwiazda Południa.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
– 221 –

dyament w aparat — objaśniał dalej Matakit. — Tak, tak, chciałem ojczulka oszukać, że mu się doświadczenie udało.
— Czy prawdę mówisz? — pytał Cypryan rozczarowany i zdziwiony.
— Ależ tak, sto razy tak, mówię szczerą prawdę.
Wyprostował się i, widząc skierowaną na siebie uwagę wszystkich, mówił prędko:
— Podczas wielkiego obrywu ziemi, gdy leżałem zagrzebany w głębi, znalazłem olbrzymi dyament. Myślałem właśnie, jak go najlepiej ukryć, gdy ściana mnie przywaliła, zapewne za karę. Gdy odzyskałem przytomność, leżąc w łóżku ojczulka, trzymałem jeszcze kamień w zaciśniętej dłoni. W pierwszej chwili chciałem go oddać, wstydziłem się jednak przyznać, że jestem złodziejem i postanowiłem czekać sposobności.
Niedługo później posadził mnie ojczulek do pilnowania pieca, w którym miał się dyament zrobić. Drugiego dnia pozostałem sam przy nim, gdy pękła rura.
Widziałem, że ojczulek zmartwi się tem nieudanem doświadczeniem, owinąłem więc czemprędzej dyament garścią gliny, wsunąłem w rurę i przyprowadziłem piec do porządku.