Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Afryki. Zagorzały zwolennik prezesa Barbicane od czasu jego pamiętnej na księżyc wyprawy, której rozgłos doszedł nawet do tych oddalonych krain, sułtan powziął gorącą sympatyę do śmiałego Yankesa. — Nie mówiąc, w jakim to czyni celu, Impey Barbicane otrzymał z łatwością od władcy Wamasai upoważnienie do prowadzenia bardzo ważnych robót u południowego podnóża gór Kilimandżoro. Za dość znaczną sumę, wynoszącą trzykroć sto tysięcy dolarów, Bali-Bali podjął się dostarczyć rąk do pracy, ile ich tylko będzie potrzeba. Prócz tego upoważniał go do rozporządzenia, jak mu się będzie podobało, łańcuchem Kilimandżoro. Mógł tedy Barbicane robić, co mu kaprys doradzi z Kilimandżoro, ogolić go jeśli będzie miał chęć potemu, zabrać z sobą, jeśli możność pozwoli. Skutkiem zobowiązań bardzo poważnych, w których sułtan miał także swoje wyrachowanie, North Polar Practical Associaton stawało się właścicielem tej afrykańskiej góry tak, jak niedawno zostało posiadaczem ziem podbiegunowych.
Przyjęcie, jakiego doznali prezes Barbicane i jego towarzysz w Kisongo, było nader przyjazne. Bali-Bali uczuwał podziw graniczący z uwielbieniem dla tych dwóch znamienitych podróżników, którzy się puścili w przestrzeń, by dosięgnąć stref podksiężycowych.
Prócz tego doznawał nadzwyczajnej sympatyi dla twórców tajemniczych prac, które wykonywały