Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VII.
W którym prezes Barbicane mówi tylko tyle, ile mu powiedzieć wypada.

W dniu 22 grudnia wszyscy należący do składki na rzecz Stowarzyszenia „Barbicane and Co.“ zostali wezwani na ogólne zebranie. Jako miejsce zebrania się oznaczono salony Klubu Strzeleckiego, mieszczące się w hotelu Union-square. Prawdę powiedziawszy, nie mogły one pomieścić tłumu niezliczonego akcyonaryuszów. Ale czy sposób jest odbyć meeting na dworze, na jednym z placów Baltimore, w porze, w której termometr opada o dziesięć stopni poniżej zera?
Obszerny przysionek Klubu Strzeleckiego był zazwyczaj — zapewne pamiętają o tem czytelnicy — ozdobiony działami rozmaitego kalibru, świadczącemi o szlachetnem powołaniu jego członków. Wyglądał on jak prawdziwe muzeum artyleryi. Przytem meble, tak stołki jak stoły, fotele jak sofy, przypominały swą formą dziwaczną te narzędzia mordercze, które posłały do lepszego świata tylu zacnych ludzi, pragnących najgoręcej umrzeć nieinaczej jak ze starości.
Otóż tedy w dniu owego zebrania powynoszono te drogocenne sprzęty. Prezes Barbicane bowiem nie wojennemu, ale przemysłowo-pokojowemu zgromadzeniu miał przewodniczyć. Trzeba było