Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pencroff, Harbert i Nab stali osłupieni. Złudzenie było niemożliwe, ogień prawdziwy i rzeczywisty uderzył ich wzrok owej nocy z 19 na 20 października!
Tak! musieli zgodzić się na to, że istniała tu jakaś tajemnica! Jakaś moc niewytłumaczona widocznie sprzyjająca osadnikom, lecz mocno drażniąca ich ciekawość, dawała się czuć na wyspie Lincolna, każdym razem jakby na zawołanie. Czyż-by w najgłębszych tajnikach wyspy ukrywać się miała jaka istota? O tem bądź co bądź należało się koniecznie przekonać!
Cyrus Smith przypomniał zarazem towarzyszom swoim, z jakim dziwnym niepokojem Top i Jow krążyli dokoła otworu studni łączącej Pałac Granitowy z morzem, i oznajmił im, że badał tę studnię, nie odkrywszy w niej jednak nic podejrzanego. Rezultatem tej rozmowy była uchwała powzięta przez wszystkich członków osady, ażeby za powrotem wiosny przeszukać i przetrząść całą wyspę, aż do najskrytszych jej zakątków.
Od tego dnia jednak Pencroff zdawał się niespokojnym. Zdawało mu się, że wyspa ta, którą uważał za swą osobistą własność, nie należała już odtąd całkowicie do niego, i że panowanie nad nią podzielił z nim władca, którego chcąc nie chcąc czuł się podwładnym. Niejednokrotnie rozprawiali z Nabem o tych wszystkich zdarzeniach, a będąc obaj z usposobienia już swego skłonni do wiary w rzeczy cudowne, prze-