Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pień i rozpaczy w całej nagości roztoczył się przed ich oczyma!
— Ayrtonie — rzekł Cyrus Smith — byłeś wielkim zbrodniarzem, lecz niebo orzekło wyraźnie, żeś już odpokutował twe zbrodnie! Dowodem tego, że ci dozwoliło powrotu między twych bliźnich. Ayrtonie, grzechy twoje są ci odpuszczone! A teraz, chcesz-że zostać naszym towarzyszem?
Ayrton na te słowa cofnął się.
— Oto moja ręka! — rzekł inżynier.
Ayrton rzucił się na tę rękę, którą do niego wyciągnął Cyrus Smith, i duże łzy pociekły mu po twarzy.
— Chcesz żyć razem z nami? — zapytał Cyrus Smith.
— Panie Smith — odparł Ayrton — zostaw mi jeszcze trochę czasu, pozwól mi mieszkać samemu w oborze.
— Niech tak będzie, skoro tego chcesz, Ayrtonie — odparł Cyrus Smith.
Ayrton chciał się już oddalić, lecz inżynier zadał mu jeszcze ostatnie pytanie:
— Słówko jeszcze, przyjacielu. Jeżeli zamiarem twoim było żyć samotnie, dlaczegoż rzuciłeś do morza ów dokument, który nas na twój trop naprowadził?
— Jaki dokument? — zapytał Ayrton, jak gdyby nie wiedział, o czem mowa.
— Dokument zamknięty w butelce, któryśmy znaleźli, i który całkiem dokładnie oznaczał położenie wyspy Tabor!