Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go kazał na zachodnie wybrzeże Australji, i pozostawiwszy go jego losowi, odpłynął; — była to kara słuszna i sprawiedliwa.
„Tak więc nędznik ów nie wiedział nic o rozbiciu Brytanji. Dowiedział się o niem dopiero z opowiadania lorda Glenarvan! Od czasu, gdy go wyrzucono samego na ląd, został naczelnikiem zbiegłych skazańców, dlatego zaś utrzymywał z taką bezczelnością, że okręt rozbił się u wschodnich wybrzeży, i dlatego nakłaniał lorda Glenarvan do puszczenia się w tym kierunku, ponieważ miał nadzieję tym sposobem oddalić go od okrętu, opanować Duncana i jach ten przemienić na rozbójniczy statek, mający krążyć po wodach Cichego Oceanu.“
Tu nieznajomy zatrzymał się chwilę. Głos jego drżał, lecz ciągnął dalej w te słowa:
„Wyprawa ruszyła wzdłuż ziemi australskiej. Wypadła oczywiście niepomyślnie, kierował nią bowiem Ayrton czyli Ben Joyce, jak go wolimy nazwać, a raz przed, raz za nimi postępowała banda złoczyńców, którą uwiadomił o nadarzającym się łupie.
„Tymczasem wysłano Duncana do Melbourne, ponieważ potrzebował naprawy. Chodziło teraz o to, ażeby skłonić lorda Glenarvan, by wydał okrętowi rozkaz opuszczenia Melbourne i udania się do wschodnich wybrzeży Australji, gdzie łatwo go było opanować. Zaprowadziwszy orszak podróży dość blisko tych wybrzeży, w głąb nieprzejrzanych borów, gdzie zbywało wszelkich środków do życia, otrzymał Ayrton list, który