Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W każdym razie trzeba spróbować, odparł korespondent, sama ludzkość nam to nakazuje.
W samej rzeczy było to ich obowiązkiem jako ludzi cywilizowanych i chrześcijan. Wszyscy trzej to pojęli i byli pewni, że Cyrus Smith ich postępek pochwali.
— Weźmiemy go związanego? zapytał marynarz.
— A możeby szedł dobrowolnie, gdybyśmy mu rozwiązali nogi? rzekł Harbert.
— Spróbujmy, odparł Pencroff.
Zdjęto więc pęta z nóg więźnia, lecz ręce pozostawiono silnie związane. Wstał sam dobrowolnie i nie objawiał żadnej chęci do ucieczki. Suchy wzrok jego ciskał ostre spojrzenia na tych trzech ludzi, idących obok niego, i niczem nie zdradzał, że przypomina sobie, iż jest lub był kiedyś im podobnym. Przeciągły świst dobywał się z ust jego, patrzał przed siebie dziko, lecz nie stawiał żadnego oporu.
Za poradą korespondenta, przywiedziono nieszczęśliwego do jego mieszkania. Może widok przedmiotów do niego należących sprawi na nim wrażenie! Może ta jedna iskierka wystarczy, aby ożywić na nowo zamglony umysł, rozniecić przygasły ogień tej duszy!
Do chaty było niedaleko. W kilku minutach przybyli do niej; lecz tu więzień nie poznał niczego, zdawało się, że utracił świadomość wszystkiego co go otaczało.
Cóż można było wnosić ze stopnia zbydlę-