Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gurów pieczonych,“ a właśnie tego rodzaju będzie nam dziś w wieczór brakować!...
Wszyscy parsknęli śmiechem na tę nową klasyfikację pana Pencroffa. Dzielny marynarz nie ukrywał bynajmniej swego niezadowolenia, widząc, że będzie musiał na objad kontentować się śpiewającemi bażantami; lecz szczęście miało mu się tego dnia jeszcze raz uśmiechnąć.
W istocie, Top, jakby przeczuwając, że jego własny interes był w grze, biegał i myszkował wszędzie z instynktem, zaostrzonym w dwójnasób pod wpływem wściekłego apetytu. Prawdopodobnie nawet, gdyby zwierzyna jaka wpadła mu była w łapy, nie wiele przyszłoby było z niej myśliwym. Top polował tym razym na własny rachunek, lecz Nab czuwał nad nim i dobrze zrobił.
Około trzeciej pies zniknął w zaroślach i w krótce przygłuszony pisk jakiś dał znać myśliwym, że Top znajdował się w zapasach z jakiemś zwierzęciem.
Nab rzucił się w tę stronę i w samej rzeczy ujrzał Topa, który z wielką żarłocznością zajadał jakiegoś czworonoga; dziesięć sekund później byłoby już niepodobieństwem rozróżnić do jakiego to zwierzę należało rodzaju. Na szczęście jednak pies wpadł widać na całe gniazdo i zamordował odrazu troje tych strzyżaków — gdyż do tego rodzaju należały te zwierzęta — a z tego dwie sztuki leżały uduszone na ziemi.
Wkrótce pojawił się Nab, trzymając w tryumfie po jednym strzyżaku w każdej ręce, mniej