Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącej się jak niezmierny grzyb na wysokości siedmiuset do ośmiuset stóp po nad szczytem góry.
— Ogień dostał się już do komina — rzekł Gedeon Spilett.
— A nie w naszej mocy go zagasić! — odpowiedział Harbert.
— Należałoby co prawda zaprowadzić obyczaj czyszczenia wulkanów — zauważył Nab, z tonem najpoważniejszym w świecie.
— Znakomicie Nabiu — zawołał Pencroff. — Czy może tybyś zechciał zostać kominiarzem wulkanów?
I marynarz wybuchnął grubym śmiechem.
Tymczasem Cyrus Smith obserwował z uwagą gęsty dym dobywający się z góry Franklina i nadstawiał nawet ucha jak gdyby chcąc pochwycić jakieś oddalone grzmoty. Po chwili zaś, zwracając się do towarzyszy, od których się nieco oddalił, rzekł:
— W istocie, moi przyjaciele — ważna zmiana tu zaszła — nie podobna się łudzić. Materje wulkaniczne nietylko że wrą, ale zajęły się już nawet ogniem i z wszelką pewnością zagraża nam bliski wybuch!
— A więc i cóż — panie Smith — zawołał marynarz — przyjrzymy się temu wybuchowi — a jak się uda, to mu damy brawo! Co do mnie myślę, że nie ma się tu czem zajmować.
— To prawda, Pencroffie — odparł Cyrus Smith — ponieważ dawny szlak lawy wciąż jeszcze otwarty i dzięki kierunkowi jego, materje z kra-