Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jesteście ludzie odważni, uczciwi i dobrzy. Poświęciliście się wszyscy bez zastrzeżeń wspólnemu dziełu. Przyglądałem się wam często i bacznie. Pokochałem was, kocham was!... Daj mi rękę, panie Smith!...
Cyrus Smith wyciągnął dłoń swoją do kapitana, który ją uścisnął z uczuciem.
— Jak to dobrze! — szepnął.
A potem, podnosząc głos znowu:
— Ale dosyć już tego zajmowania się mną! — rzekł. — Mam z wami do pomówienia o was samych i o wyspie Lincolna, na której znaleźliście schronienie... Myślicież ją opuścić?
— Ażeby jednak powrócić na nią znowu, kapitanie! — odparł żywo Pencroff.
— Powrócić na nią? W istocie, Pencroffie — odrzekł kapitan, uśmiechając się — wszakże mi wiadomo, jak kochasz tę wyspę. Wasze to starania zmieniły ją do gruntu i niezaprzeczenie jest waszą własnością!
— Zamiarem naszym, kapitanie — ozwał się Cyrus Smith — byłoby obdarzyć nią Stany Zjednoczone i założyć na niej dla naszej marynarki punkt odpoczynku, bardzo szczęśliwie położony w tej części Oceanu Spokojnego.
— Wciąż macie na myśli kraj swój, panowie — odrzekł kapitan. — Pracujecie dla jego pomyślności, dla jego sławy. O, macie słuszność. Ojczyzna!... tak, należy wrócić do niej!... Tak, w niej się powinno umrzeć!... A ja umieram zdala od wszystkiego, co ukochałem.