Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodzajem wielkiego oka z którego wytryskał snop światła. Za tem okiem widać było pokoik mieszczący w sobie koła sterowe, a w którym zawsze mieścił się sternik kierujący Nautilusem wskróś warstw płynnych, oświetlanych przez promienie elektryczne na znaczną niewątpliwie odległość.
Cyrus Smith i jego towarzysze pozostawali z początku w głębokiem milczeniu, żywo poruszeni tem wszystkiem co przod chwilą widzieli i słyszeli, i serce im się ściskało na myśl, że człowiek którego ramię pomagało im tylekroć, że protektor, którego znali kilka zaledwie godzin — znajduje się w przededniu śmierci. Jakikolwiek mógł być sąd przyszłości o czynach tego istnienia, rzec można, poza-ludzkiego, książę Dakkar pozostanie na zawsze jedną z tych fizjonomij osobliwych, których wspomnienie się nie zaciera.
— To mi człowiek — zawołał Pencroff. — Podobneż to do wiary, ażeby żył w ten sposób na dnie Oceanu? A pomyśleć jeszcze, że i tu może nie znalazł więcej niż gdzieindziej spokoju!
Nautilus — zauważył Ayrton — przydałby się nam był może do opuszczenia wyspy Lincolna i dotarcia do jakiej zamieszkałej ziemi.
— Do tysiąca djabłów! — krzyknął Pencroff — już to pewnie nie ja odważyłbym się kiedykolwiek kierować podobnym statkiem. Po morzu płynąć — zgoda! ale pod morzem, nigdy!
— Zdaje mi się — odparł korespondent — że manewrowanie przyrządem podmorskim takim