Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem o kompletnem ożaglowaniu, mogącem się przydać do budującego się okrętu, sprzęty i narzędzia wszelkiego rodzaju, broń i amunicja, odzież i instrumenta tłoczyły się obecnie przez wierzch magazynów Granitowego Pałacu. Nie było nawet konieczności uciekać się do wyrobu grubych materyj pilśniowych. Wprawdzie osadnicy ucierpieli wiele od zimna w czasie pierwszej swojej zimówki, ale za to dzisiaj przykra ta pora nadejść mogła, nie wzbudzając w nich najmniejszej obawy. Bieliznę mieli także w obfitości, utrzymując ją zresztą z jak największą starannością. Z owego chlorku sody, który jest nie czem innem jeno solą morską, Cyrus Smith wydobył z łatwością sodę i chlor. Soda, którą można było bez trudu zmienić w węglan sody — i chlor, z którego inżynier utworzył przez połączenie chlorek wapna i innej — zdały się do wielu rzeczy w domu, a szczególniej do prania bielizny. Zresztą urządzano tylko cztery prania na rok, jak to było niegdyś zwyczajem u starych rodzin, i niech nam wolno będzie dodać, że Pencroff i Gedeon Spilett — w oczekiwaniu na roznosiciela z dziennikiem — okazali się niepospolitemi praczkami.
Tak przeszły miesiące zimowe: czerwiec, lipiec i sierpień. Były one bardzo przykre, średnia bowiem cyfra spostrzeżeń termometrycznych wynosiła nie więcej jak osiem stopni Fahrenheita (13°, 33 centigr. poniżej zera). Temperatura ta niższą więc była niż poprzedniej zimy. To też, co za tęgi ogień huczał bezustanku w ko-