Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ton odnalazłszy swoich dawnych wspólników, z zapomnieniem wszystkiego co nam winien...
— Kto to może wiedzieć?... — odrzekł marynarz, nie bez wahania jednak stawiając to brzydkie podejrzenie.
— Pencroffie — odezwał się Cyrus Smith biorąc za ramię marynarza, myśl ta jest zła i zasmuciłbyś mnie bardzo, gdybyś przy niej obstawał. Ja zaręczam za wierność Ayrtona.
— I ja również — dorzucił żywo korespondent.
— No tak... tak! panie Cyrus... zawiniłem — odrzekł Pencroff. Była to w istocie zła myśl, której nic nie usprawiedliwia. Ale cóż panowie chcecie? Nie wiem już, dalibóg co się ze mną dzieje. To uwięzienie w zagrodzie cięży mi straszliwie i nie przypominam sobie, żebym był kiedykolwiek równie, jak dziś podrażniony.
— Cierpliwości Pencroffie — odpowiedział inżynier. — Jak prędko, mój drogi Spilecie, sądzisz, że będzie można Harberta przenieść do Pałacu?
— Trudno to oznaczyć, Cyrusie — odrzekł korespondent — najmniejsza bowiem nieostrożność mogła by fatalne wywołać następstwa. Koniec końców jednak, rekonwalescencja przyjmuje regularny obrót i jeżeli od dziś za ośm dni siły mu powrócą — no, to zobaczymy!
Ośm dni! Tym sposobem powrót do Pałacu Granitowego mógłby nastąpić dopiero w pierwszych dniach Grudnia.
W tej epoce, wiosna już datowała się od