Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jący zagrodę, widział wybornie uciekającego w stronę południowego stoku góry Franklina jednego z piratów za którym Top się rzucił. Był to jeden z tych, których łódź rozbiła się o skały przy ujściu „Dziękczynnej.“ Zresztą, złoczyńca zabity przez Cyrusa a którego ciało znalazło się po za palisadą, należał niewątpliwie do bandy Boba Harveya.
Co do zagrody, nie uległa ona żadnemu spustoszeniu.
Drzwi od obor były pozamykane a więc zwierzęta nie mogły rozbiedz się po lesie. Nie można było także odkryć najmniejszych śladów walki, żadnego uszkodzenia ani w częstokole ani w domu mieszkalnym.
— Nieszczęśliwy! — rzekł Cyrus Smith, myśląc o Ayrtonie — musieli go zaskoczyć niespodzianie i broniącego się, co rzecz niewątpliwa, zamordowali.
— Tak, i ja się tego obawiam! — odrzekł korespondent. — Następnie zaś zapewne zakwaterowali się ci rozbójnicy w zagrodzie kędy znaleźli obfitość wszystkiego i dopiero nasze zjawienie się przymusiło ich do ucieczki. Jawnem jest także, że w owej chwili, Ayrton żywy czy umarły nie znajdował się już tutaj.
— Należałoby przeszukać las — rzekł inżynier, i uwolnić wyspę od tych nędzników. Przeczucia Pencroffa nie były mylne, gdy radził zrobić na nich obławę, jak na dzikie bestje. Ileż by to nam nieszczęść było oszczędziło!
— To prawda — odrzekł korespondent —