Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policzmy to do rzeczy niepodobnych do wyjaśnienia i nie myślmy już o tem. Najważniejszą było kwestją znaleźć „Bonawenturę“ na miejscu i znaleźliśmy go! Kto wie, czy gdyby teraz piraci dostali go w ręce po raz drugi — znalazłby się tutaj znowu!
— Może więc byłoby roztropniej, Pencroffie sprowadzić „Bonawenturę“ znowu przed Pałac Granitowy? — ozwał się Harbert.
— I tak i nie — odpowiedział Pencroff — a raczej stanowczo nie. Ujście Dziękczynnej jest złem stanowiskiem dla statku, morze tam nadto burzliwe.
— Gdybyśmy go jednak wciągnęli na piaski aż pod same „Dymniki“?...
— No tak.... to nie mówię... — odrzekł Pencroff. — W każdym razie jednak, ponieważ mamy opuścić Pałac Granitowy i to na czas dosyć długi, sądzę że „Bonawentura“ będzie tu bezpieczniejszym w czasie naszej nieobecności, i że dobrze zrobimy, pozostawiając go w tem miejscu, aż do zupełnego oczyszczenia wyspy z tych łotrów.
— Takie i moje zdanie — rzekł korespondent. — Przynajmniej, w złym razie nie będzie tak mocno porażony, jak byłby przy ujściu „Dziękczynnej.“
— Cóż jednak, jeżeli zbiegi nawidzą go raz jeszcze! — zauważył Harbert.
— Wiesz co, mój chłopcze — odpowiedział Pencroff. Gdyby nie znaleźli tutaj statku, poszliby go natychmiast szukać ku stronie Grani-