Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaiste posiada potęgę, dającą mu władzę nad żywiołami.
Uwaga korespondenta była nader słuszną i wszyscy to dobrze uczuli.
— W samej rzeczy — odrzekł Cyrus — jeżeli pomoc istoty ludzkiej nie jest już bynajmniej dla nas wątpliwą, to przyznaję, że ma ona do rozporządzenia środki, przechodzące zwyczajną możność ludzką. W tem właśnie jeszcze leży tajemnica — jeżeli jednak uda się nam odkryć człowieka i tajemnica się odkryje, kwestja więc tak stoi: czy powinniśmy uszanować incognito tej wspaniałomyślnej istoty, — czy też nie oszczędzać niczego dla zbliżenia się do niej? Jakież macie zdanie w tym względzie?
— Ja sądzę, — odrzekł Pencroff, — że mniejsza ktoby on tam nie był, dzielne to człowieczysko posiada cały mój szacunek.
— Zgoda! — odezwał się Cyrus Smith — ale to jeszcze nie odpowiedź, Pencroffie.
— Mój panie, — wtrącił w tem miejscu Nab — mnie się zdaje, że możemy szukać, ile nam się podoba pana, o którym mowa — a nie odkryjemy go, aż wtedy, kiedy to jemu się podoba.
— Wiesz, że to nie głupie, coś powiedział Nabie, zawołał Pencroff.
— I ja podzielam zdanie Naba, odezwał się Gedeon Spilett, ale nie widzę jeszcze w tem racji, ażebyśmy się mieli wyrzec próby. Czy odkryjemy, czy też nie, tę tajemniczą istotę, spełnimy przynajmniej nasz obowiązek względem niej.