Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 129 —

— Stanowczo ten Hunt jest bohaterem poświęcenia i odwagi, ale również stanowczo jest to istota zamknięta w sobie i nie dająca przystępu żadnym uczuciom — pomyślałem.
Tymczasem burza nie ustawała ani na chwilę. Niejednokrotnie też jeszcze byliśmy w rzeczywistej obawie o całość Halbranu, który w szalonych ruchach, rzucany przez rozhukaną falę, niby napadnięte i rozjuszone walką zwierzę, rwał się i szamotał z głuchym trzaskiem swego silnego kadłuba.
— Jem — rzekł wreszcie kapitan, o godzinie 5-ej rano — Czy myślisz, że trzeba nam uciekać...
— Jeśli każesz, kapitanie! Będzie to jednak dobrowolne rzucenie się w paszczę morza — odrzekł porucznik.
I rzeczywiście, niema nic niebezpieczniejszego dla okrętu, jak odwrót w takich warunkach, gdy niemożliwem jest wyprzedzić szalony pościg bałwanów. Zresztą, gdybyśmy nawet poddając się kierunkowi wiatru zboczyli na wschód, dostalibyśmy się niezawodnie w największy zamęt płynących tam najliczniej lodowców, w których uścisku, nawet tak silne ściany, jakie posiadał Halbran, zostałyby odrazu zdruzgotane...
Przez całe jeszcze następne doby 6, 7 i 8-go grudnia, nie zaszła żadna na lepsze zmiana; ta sama walka, to samo niebezpieczeństwo...
Zarówno wszakże Len Guy, jak dzielny jego porucznik złożyli wtenczas niezaprzeczone dowody: odwagi, przytomności umysłu i wielkiego doświadczenia, a Hunt stawał zawsze pierwszy do spełnienia ich poleceń. Idąc zaś śmiało przeciw największemu niebezpieczeństwu, wyróżniał się dodatnio od reszty swych towarzyszy, którzy, jeśli byli posłuszni, jeśli spełniali jako tako swe czynności, to tylko ze świadomości że próżnym byłby opór rozkazom takiego, jak Jem West oficera.

Sfinks lodowy.9