Gdy po zwinięciu mniejszych, okazała się jeszcze konieczność spuszczenia żaglu wielkiego, rozporządził kapitan, by rozpięto mały trójkątny żagielek z przodu, a drugi umieszczono przy tylnej sztabie. W ten sposób uderzenia wiatru miały się stać mniej dokuczliwemi dla statku.
Majtek Drap, pod dozorem samego Len Guy, dopełniał drugiej czynności, gdy na przodzie Jem West dawał rozkazy ludziom, którzy zajęli się rozpięciem trójkątnego żagla.
W tym celu trzeba było wejść po drabinie sznurowej aż do rei masztu wielkiego. Czterech marynarzy wyznaczonych zostało do tej pracy.
Pierwszy Hunt pospieszył w górę, za nim podążyli Marcin Holt, Burry i jeden z rekrutów.
Nie miałem nigdy pojęcia, że człowiek może rozwinąć tyle rzutkości i zręczności w swych ruchach, jak to widziałem wtenczas u Hunta. Zdawało się nieraz, że całem ciałem zawisł jedynie w powietrzu, tak nogi jego i ręce zaledwie dotykały szczebli drabiny, a dosięgnąwszy rei zawisł wśród sieci lin, niby olbrzymi pająk.
Marcin Holt umieścił się z przeciwnego końca drąga, dwóch pozostałych zatrzymało się w pośrodku. Skoro tylko żagiel zostanie przytwierdzonym tam w górze, załatwioną będzie największa trudność, ponieważ uwiązanie dolnych końcy do niższej części masztu, nie przedstawiało już niebezpieczeństwa żadnego, a kapitan i porucznik jego wiedzieli dobrze, że manewrem tym jedynie utrzymają żaglowiec w możliwej równowadze, chroniącej go od coraz silniejszego szamotania.
Właśnie jednak w tej chwili burza szalała z największą wściekłością.
Karnaty, to jest liny utrzymujące maszt w pionie od bakortu do sztymbarku, czyli od lewego do prawego boku okrętu, dźwięczały od silnego naprężenia, jak metalowe struny instrumentu.
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/145
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 125 —