Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 76 —

— Miły mi zaszczyt poznania pana. Proszę jednak wyobrazić sobie, panie Jeorling, że dotąd nie znam również nazwiska kapitana Halbranu.
— Nazywa się Guy, Len Guy...
— I jest Anglikiem zapewne.
— Tak jest, panie.
— W takim razie sądzę, że mógłby zadać sobie odrobinę trudu i odwiedzić mię, jako swego ziomka. Ale pozwól pan! Nazwisko kapitana nie jest mi zupełnie obcem... Tak jest, Guy — Guy...
— Wiliam Guy — dopomogłem spiesznie, żywo zainteresowany.
— Otóż to! Wiliam Guy, pamiętam dobrze!
— Który dowodził żaglowcem Orion.
— Rzeczywiście, taka była nazwa statku.
— A który ostatni raz zatrzymał się u brzegów Tristan, jest temu lat jedenaście.
— Zapewne będzie już tyle. Siedm lat właśnie mijało wtenczas od chwili mego tu osiedlenia, przypominam sobie najdokładniej! Dzielny to był człowiek ten Wiliam Guy! Szczery, przystępny, prawdziwy gentleman; może trochę dumny, ale poczciwa natura.
— A statek Orion przypominasz pan sobie?
— Jakbym go wczoraj dopiero widział. Stał właśnie na tem samem miejscu, które zajmuje w obecnej chwili Halbran. Żaglowiec jakich mało, mówię panu! Lekki wysmukły, o wązkim, prawie śpiczastym przodzie. Liwerpool był jego stałym portem.
— Tak rzeczywiście być miało.
— Gdzież się on teraz znajduje?
— Mamy wiadomość, że Orion zginął wraz z całą prawie załogą.
— Czy nie wiadomem jest panu jakim sposobem?