Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dne do podejścia. Piękne zwierzęta, wysokie na cztéry stopy z długiemi w tył zakrzywionemi rogami: pyski wązkie, z boków ściśnione, raciczki czarne, szerść gęsta jedwabista, uszy wązkie i śpiczaste, nadają im powierzchowność arcypowabną. Pierś i podbrzusze okryte są włosem śnieżnéj białości, mocno odbijając od czarnego grzbietu, który gęsta grzywa porasta; słowem, jest-to jeden z najpiękniejszych okazów fauny południowéj, który najsławniejsi myśliwi europejscy, polujący w tych stronach, najgoręcéj pragnęli ubijać.
Zachwycenie Murraya z powalenia tak pięknéj zwierzyny, przerwał Mokum, wskazując mu na krańcu kniei, w pobliżu wielkiego moczaru, świeże i głębokie tropy. Serce Anglika uderzyło gwałtownie.
— Czyje to tropy? — zapytał.
— Jeżeli jutro o brzasku zechce wasza wielmożność tu przybyć, to radzę nie zostawiać w domu sztućca.
— Zkąd to wnosisz? — zagadnął Murray.
— Z tych świeżych tropów, wyciśniętych na téj podmokłéj trawie.
— Ależ na Boga, czyje to tropy? a wreszcie, czyż te zaklęśnięcia w istocie są tropami? Bo noga, zostawiająca tak ogromne ślady, musiałaby mieć co najmniéj dwie stopy obwodu.
— Dowodzi to, że zwierzę posiadające takie nogi, musi mieć co najmniéj 9 stóp wysokości w kłębie.
— To słoń! — krzyknął John Murray.
— Tak mi się widzi, i to słoń zupełnie dorosły.
— Więc jutro, Mokumie?
— Jutro, szlachetny panie.
Myśliwi zwrócili się ku obozowi, wioząc antylopy na grzbiecie wierzchowca Murraya. Piękne te zwierzęta, tak rzadko ubijane, obudziły podziw pomiędzy obozującymi. Wszyscy szczérze mu winszowali zdobyczy, wyjąwszy Mateusza Struxa, który oprócz wielkiéj niedźwiedzicy, centaura, koziorożca, smoka, pegaza, innéj zwierzyny nie znał, a na ziemską nigdy nie polował.