Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
165

wiać, aby wkrótce i ogień nie wygasł zupełnie; wtedy miejsce kwasorodu pochłoniętego przez płuca i ognisko plecowe, zastąpiłby kwas węglowy, którego zgubny wpływ na oddychanie, znany jest każdemu.
Hatteras pierwszy spostrzegł to nowe niebezpieczeństwo i nie chciał go ukrywać przed swemi towarzyszami.
— A więc, rzekł Altamont, niech się dzieje co chce; wychodźmy ztąd, bo inaczej pomrzemy.
— Tak jest, rzekł Hatteras, wyjść potrzeba koniecznie, ale poczekajmy aż noc nadejdzie; tymczasem zróbmy otwór w sklepieniu, dla zyskania świeżego powietrza. Jeden z nas będzie mógł czatować przy tymże otworze i ztamtąd ustawicznie strzelać do niedźwiedzi.
— To myśl bardzo praktyczna, powiedział Amerykanin.
Na tem przeto stanęło i czekano tylko zbliżenia się nocy, aby zamiar do skutku doprowadzić. Altamont tymczasem przeklinał taki stan rzeczy, w którym człowiek nie był zdolnym obronić się od napaści zwierząt.