Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
111

też dziwnego, że we wszystkich relacyach podróży po tych krajach, natrafiamy zawsze na wzmianki o jedzeniu.
— I ja także, dodał doktór, tę samą zrobiłem uwagę, pochodziło ztąd, że ponieważ w kraju gdzie tyle jadać potrzeba, nie zawsze łatwo jest zdobyć sobie żywność, przeto ciągle o niej myślą i mówią.
— Jednakże, mówił znowu Altamont, jeśli mnie pamięć nie myli, w najzimniejszych prowincyach Norwegii, wieśniacy nie potrzebują tak wielkiej ilości pożywienia: wystarcza im nabiał, jaja, chleb z kory brzozowej, niekiedy trochę łososia; mięsa nie jadają nigdy, a przecież są tam chłopy tęgie, rosłe i silne ogromnie.
— Dzieje się to skutkiem ustroju organicznego, którego ja wytłomaczyć już nie potrafię, rzekł doktór; jednakże sądzę, że drugie, lub trzecie pokolenie Norwegów, przesiedlone do Grenlandyi, potrzebowałoby już zapewne takiego pożywienia jakie potrzebne jest dla Eskimosów. I my, dłużej tu pozostawszy, zamienilibyśmy się pod tym względem w Eskimosów, choćbyśmy podobno nie stali się nigdy tak wyrafinowanymi jak oni smakoszami.
— Ja, rzekł Bell, słuchając pana Clawbonny, czuję już jak mi apetyt wzrasta.