Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
95

ni Domu doktora, i że uczestnicy bankietu, poszli po ukończeniu jego na spoczynek do sypialni w Domu doktora.
— Teraz, rzekł doktór, przejdźmy do ważniejszych miejsc kraju przez nas odkrytego.
— Jest, rzekł Hatteras, ogromne, otaczające nas morze, na wodach którego aż dotąd żaden jeszcze okręt nie postał.
— Jakto żaden? zawołał Altamont, sądzę, że Porpoise nie powinien być pominiętym, chyba że może lądem się tu dostał, dorzucił z przekąsem.
— Rzeczywiście takby myśleć można, odpowiedział Hatteras, sądząc po skałach na których on pływa w tej chwili.
— Zawsze to więcej warto, odparł urażony Altamont, aniżeli wylecieć w powietrze, jak to uczynił Forward.
Hatteras chciał już porywczo odpowiedzieć, gdy wdał się doktór.
— Ależ moi przyjaciele, rzekł, nie idzie tu by najmniej o okręty, lecz o morze nieznane.
— Nie jest ono nieznane, powiedział Altamont, owszem wskazane już jest i nazwane na wszystkich kartach krain podbiegunowych. Nazywa się ono Oceanem północnym i nie sądzę aby potrzeba było zmieniać jego nazwę; może później, gdy prze-