Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
12

— A więc, mówił doktór, idźmy szukać każdy w inną stronę i starajmy się obejść dokładnie całą przestrzeń, na której znajdować się mogą przedmioty przez wybuch wyrzucone. Zacznijmy od środka i posuwajmy się do obrębu wybuchu.
Dwaj towarzysze udali się najprzód do miejsca zajmowanego przez okręt, gdzie przy słabem świetle księżyca badali co pozostało ze statku. Byłoto prawdziwe polowanie, które doktór odbywał z namiętnością, jeśli nie z rozkoszą myśliwca. Nieraz mu serce silnie zabiło na widok znalezionej skrzyni prawie nietkniętej; po największej części były one próżne, a szczątki wielu pokrywały pole lodowe.
Gwałtowność wybuchu była bardzo wielka: z wielu przedmiotów proch tylko i popioł pozostał. Duże części machiny parowej leżały tu i owdzie połamane, lub pokurczone; pogięte skrzydła szruby, wyrzucone na odległość jakich może dwudziestu sążni, głęboko się zakopały w śnieg stwardniały od mrozu; cylindry spękane wyparte zostały z osad swoich. Przyciśnięty ogromną bryłą lodu, leżał rozłupany na całą długość komin, na którym wisiały jeszcze resztki łańcuchów; gwoździe, mutry, szruby, blachy, okrywające poprzednio okręt,