a to zwierzchnie warstwy mgły opadały pod niemi coraz niżej.
Z kolei ukazał się wierzch sań wyładowanych, dalej psy zaprzężone, potem spora gromada innych zwierząt, do trzydziestu sztuk dochodząca, a nakoniec jakaś ogromna, poruszajaca się massa, nad którą skakał Duk; głowa jego to się okazywała, to zapadała w ciemnicę mgły.
— Lisy! zawołał Bell.
— Niedźwiedzie! odpowiedział doktór; jeden! dwa! trzy! pięć!
— A nasze psy! nasze zapasy! krzyczał Simpson.
Rzeczywiście gromada lisów i niedźwiedzi rzuciła się do sań, szarpiąc umieszczone tam zapasy żywności. Drapieżność zgromadziła tu we wspólnym interesie zwierzęta, nigdy w zgodzie ze sobą nie żyjące, które nie zważając na szczekanie psów, rozrywały wszystko co napotkały.
— Ognia! krzyknął kapitan, pierwszy dając strzał ze swej dubeltówki.
Towarzysze poszli za jego przykładem. Po tym poczwórnym strzale, niedźwiedzie podniosły łby, pomruczały dziwnie i dały znak do odwrotu, uchodząc drobnym kłusem, któremuby jednak nie dorównał galop najlepszego konia. Za niemi po-
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/343
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
335