Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
256

Taki stan rzeczy trwał przez dni trzynaście; Forward wlókł się z trudnością i powoli wzdłuż cieśniny Penny’ego. Osada szemrała, lecz robiła co jej kazano, pojmując że niepodobna było teraz wracać. Posuwanie się ku północy mniej przedstawiało niebezpieczeństwa, aniżeli powrót na południe; trzeba się było przygotować na zimowanie.
Majtkowie rozmawiali pomiędzy sobą o tem nowem położeniu, nawet i z Ryszardem Shandonem, znając dobre jego dla siebie usposobienie. Bez względu na swe obowiązki, dopuszczał on, aby w jego obecności potępiano postępowanie kapitana.
— Utrzymujesz więc panie Shandon, mówił raz Gripper do niego, że wracać teraz nie możemy?
— Już zapóźno! odrzekł Shandon.
— A więc, odezwał się inny majtek, nic nam już nie pozostaje, jak tylko myśleć o zimowaniu?
— Przynajmniej jak nateraz! Nie chciano mi wierzyć....
— Na drugi raz, wtrącił Pen, który powrócił już do swych obowiązków, będą już wierzyć panu.
— Ale ponieważ nie będę miał prawa tu rozkazywać.... dodał Shandon.
— Kto wie jak to jeszcze będzie, mówił Pen. John Hatteras może sobie płynąć tak daleko jak