Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
237

długo, lecz bezskutecznie; biedny Bellot zginął bez śladu.
— I cóż się z nim stać mogło? zapytał doktór wzruszony tem opowiadaniem.
— Domyślam się, że gdy porucznik wyszedł z naszej kryjówki i posunął się na środek bryły, wiatr porwał go i zaniósł do tego otworu, zkąd nie mógł się wydobyć na powierzchnię dlatego, że mocno opięty paltot pływać mu nie dozwalał. Oh! panie Clawbonny, nie doznałem większego w mojem życiu zmartwienia! oczom własnym wierzyć nie chciałem! Odważny ten oficer padł ofiarą swego poświęcenia, bo tylko w skutek polecenia kapitana Pullen, Bellot przed puszczeniem lodów chciał się koniecznie na ląd dostać. Dzielny to był młodzieniec, usłużny, mężny, kochany od wszystkich! Cała Anglia opłakiwała śmierć jego, a nawet Eskimosi, gdy od kapitana Inglefielda za powrotem jego do przystani Pound, dowiedzieli się o śmierci zacnego porucznika, ze łzami, tak samo jak ja w tej chwili, wołali: Biedny Bellot! biedny Bellot!
— Lecz jakże Johnsonie, mówił doktór głosem od wzruszenia zmienionym, dostałeś się z towarzyszem z powrotem na ląd?