Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tłocieni — wszystko to nie istnieje na księżycu. Ztąd powstaje ta nagłość kontrastów, płynąca z dwóch tylko barw: czarnej i białej. Niech Selenita zabezpieczy swój wzrok od promieni słonecznych, to niebo wyda mu się całkowicie czarnem, a gwiazdy w oczach jego błyszczeć będą jak wśród najciemniejszej nocy.
Proszę osądzić, jakie wrażenie ten dziwny widok wywrzeć musiał na Barbicanie i jego towarzyszach. Oczy ich błąkały się nie mogąc pochwycić właściwych odległości różnych punktów. Pejzażysta ziemski nie umiałby oddać dokładnie krajobrazu księżycowego, niezłagodzonego zjawiskiem światłocienia. Wygląda to jak plamy atramentowe rozlane na czystej karcie.
Widok ten nie zmienił się, nawet gdy pocisk na wysokości 80° odległym był od księżyca już tylko na 100 kilometrów. Nawet i wtedy, gdy o piątej godzinie rano przeszedł mniej niż o 50 kilometrów od góry Gioja, a luneta odległość tę sprowadzała na 1/8 lieu. Zdawało się że do księżyca ręką można dosięgnąć, i prawie było niepodobieństwem aby pocisk nie zetknął się z nim wkrótce, choćby przy jego biegunie północnym, którego kant jasny wybitnie rysował się na czarnem nieba sklepieniu. Michał Ardan chciał otworzyć jedno z okienek, i skoczyć na powierzchnię księżyca. Ale to było siedm mil! Lecz choćby zapalony Francuz nie zważał na to, i tak usiłowanie jego musiałoby pozostać bez skutku, bo jeśli pocisk nie miał dojść do księżyca w ja-