Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W nocy z 12 na 13 grudnia lody ostatecznie popękały. W skutek naruszenia równowagi masy lodowe powywracały się. Zginęły Hanza i Dobryna, rozbiwszy się o rafy nadbrzeżne.
Ta klęska, której oczekiwano, której nie można było zapobiedz, nie wywarła zbyt boleśnego wrażenia na kolonistów. Zabrakło im tylko czegoś, co z ziemi z sobą zabrali.
Ale niepodobna opowiedzieć narzekał Izaaka Hakhabuta na widok nagłego zniszczenia jego statku i przekleństw, które ciskał na złą rasę. Obwiniał on kapitana Servadac i jego towarzyszy. Gdyby go nie zmuszono sprowadzić Hanzy do przystani Ziemi Gorącej, gdyby ją zostawiono w porcie wyspy Gurbi, nie było by tej klęski! Działano w brew jego woli, i kto sprowadził Hanzę, był zatem odpowiedzialny za jej stratę; za powrotem na ziemię Izaak potrafi pociągnąć do odpowiedzialności tych, co mu taką krzywdę wyrządzili.
— Mordieux — krzynął kapitan Servadac — zamilcz, mości Izaaku, bo inaczej każę cię okuć!
Izaak Hakhabut zamilkł i powrócił do swej nory.
14 grudnia ukończono mongolfierkę. Starannie uszyta i pokostowana, była znakomicie trwałą. Łódź utworzona z plecionej łoziny, z której porobione były przegródki na spodzie Hanzy, mogła pomieścić dwadzieścia trzy osoby. Chodziło zresztą tylko o krótkie utrzymanie się na wysokości — o czas, w którymby się można było