Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkich, nie wykluczając i małej Niny. Majtkowie, bardzo wyćwiczeni w tego rodzaju robotach, pokazywali Hiszpanom, jak ci mają robić, i nowy warsztat nie próżnował.
Powiedziało się wszystkich — ale z wyjątkiem żyda, którego nieobecności nikt nie żałował, i Palmiryna Rosette, który nawet nie chciał wiedzieć o tem, że budowano mongolfierkę.
W tych robotach upłynął cały miesiąc. Kapitan Servadac nie znalazł był jeszcze sposobności, aby zadać swemu ex-profesorowi pytanie, dotyczące nowego starcia komety z ziemią. Palmiryn Rosette był nieprzystępny. Nie widywano go całymi dniami: Ponieważ temperatura w dzień stała się już prawie znośną, znów się ulokował w swojem obserwatoryum i nikogo tam nie puszczał.
Pierwsze pytanie kapitana Servadac w tej mierze bardzo źle przyjął. Bardziej niż kiedykolwiek zrozpaczony z powodu powrotu na ziemię, nie chciał się zajmować niebezpieczeństwami spotkania się z ziemią, ani cokolwiek uczynić dla powszechnego ratunku.
A przecież była to rzecz najważniejsza — dowiedzieć się z najściślejszą dokładnością o chwili, w której dwa te ciała niebieskie połączą się z sobą z szybkością 27 mil na sekundę.
Kapitan Servadac musiał więc cierpliwie czekać, i czekał cierpliwie.
Tymczasem Gallia ciągle zbliżała się do słońca. Tarcza ziemska widocznie się powiększała w oczach Gallijczyków. Kometa przez miesiąc